PolskaWielkopolskie

Ruks-Młyn

 

Trudno usiedzieć w domu, kiedy za oknem słońce i super pogoda. Nawet nasz maluch Maks ma już dość zimy. Rzucamy hasło wycieczka i pierwszy biegnie włożyć buty z głośnym – hura!
Za cel wypadu wybraliśmy tereny przy ujściu rzeki Samicy do Warty. To połączenie wycieczki przyrodniczej z modną miejską eksploracją. Wrzućcie na Instagram hasztag – urbanexploration, a przekonacie się, jak dziwne miejsca ludzie potrafią zwiedzać.
Do malowniczej osady na skraju Puszczy Noteckiej przyciągnęły nas ruiny starego młyna wodnego.
W nawigację wstukaliśmy nazwę Ruks-Mlyn i ruszyliśmy. Od Poznania to zaledwie 60 kilometrów, ale szybko przekonujemy się, że to wyprawa w inny wymiar czasowy.
Kilkanaście kilometrów za Szamotułami skończył się asfalt. Zjechaliśmy w polną drogę i tak pokonaliśmy ostatni odcinek.
W pewnym momencie przed nami pojawił  się cudowny widok. Zieleń pół i błękit nieba kontrastował z tunelem stworzonym przez drzewa. Droga wiła się malowniczo i mówiła – porzuć cel wycieczki, skręć i zobacz jak tu pięknie. Robimy na złość nawigacji i skręcamy. Jakiś czas słyszy komunikat – nawróć jeśli to możliwe. Już chcemy wyciszyć nieczułe na piękne widoki urządzenie, kiedy po kolejnym przeliczeniu trasy pozwala nam przejechać krętą drogą pod drzewami.
Podróż kończy się niczym. Nie ma nic specjalnego- znowu tylko pola i piaszczysta droga.
Jednak pozostała piękna fotka. Czasem warto zboczyć z kursu.

 

Młyn wodny

Wjechaliśmy do lasu i po chwili dotarliśmy do celu. Ruiny doskonale widać z drogi. Niewiele znaleźliśmy informacji na temat tego miejsca. Młyn rozebrano jakieś 40 lat temu. Dlaczego tylko w polowie? Dlaczego pozostały metolowe urządzenia?
Niestety nie odpowiemy na te pytania. Pewnie, gdyby obiekt znajdował się bliżej dużego miasta, już dawno metalowe konstrukcje wylądowałby na złomie.
Na szczęście znajdujemy się w środku dzikiego terenu, wokół drzewa i woda.
Obchodzimy wokół malownicze ruiny i fotografujemy. Teren porastają dzikie drzewa i krzaki. Mamy szczęście, teraz nie mają liści i można zrobić lepsze ujęcia.

 

 

 

Spiętrzenie 

Młyn powstał na rzece o wdzięcznej nazwie Samica. Kilka metrów w górę rzeki zbudowano spiętrzenie. Ceglany próg wodny jeszcze stoi. Opiera się sile wody, ale pewnie niedługo zakończy swój żywot. Tuż obok mała piaszczysta plaża. Woda jest czysta, pomoczyłoby się nogi, gdyby nie niska temperatura.

 

 

Wzdłuż rzeki

Idziemy w dół rzeki, która wije się uroczymi zakrętami. Podmywa strome brzegi, odsłaniając korzenie drzew. Tuż przed ujściem do Warty płynie przez tereny bagienne. Każdy krok trzeba stawiać ostrożnie. Co kilka metrów na rzece pojawiają się tamy zbudowane przez bobry. Podobno jest ich tutaj mnóstwo. Niestety nie udało nam się żadnego zwierzątka na fotce upolować. Czyżby spały? Niestety tak. Największe gryzonie mieszkające w Polsce prowadzą nocny tryb życia. W sumie to rozumiemy, też często zarywamy nocki.

 

 

Ujście rzeki

Pokonując trudny bagnisty teren, dochodzimy do ujścia. Warta w pełnym słońcu wygląda dostojnie. Ma wyjątkowo wysoki poziom wody. Żeby ułatwić sobie drogę powrotną, wspinamy się na wysoki brzeg i wracamy przez las. Słońce świeci pod dużym kątem. Tworzy kolorowe cienie. Maks idzie zmęczony. Jest trochę rozczarowany, że nie mógł pojeździć na rowerze, ale teren był zbyt trudny.
Ujście Samicy do Warty to tereny wyjątkowo cenne przyrodniczo. Do tego z dala od cywilizacji. Brak asfaltowej drogi odstrasza pewnie wielu potencjalnych turystów. My byliśmy zdziwieni, że tak niedaleko od Poznania można znaleźć takie wspaniałe klimaty.

 

 

 

I jeszcze dla chętnych dokładne namiary.